W Stanach Zjednoczonych, gdzie kobiety kupują 60% nowych samochodów oraz 53% używanych, wciąż ¼ z nich ma wrażenie, że dilerzy samochodowi nie traktują ich dość poważnie jako klientów salonu lub serwisu. Zatem serwis internetowy FemaleFriendlyDealer.com jest tym, co doskonale trafia w potrzeby zmotoryzowanych Amerykanek. Na stronie internetowej można znaleźć najróżniejsze porady związane z zakupem i użytkowaniem samochodu: od wyboru samochodu, poprzez negocjacje cenowe, jego sfinansowanie, ubezpieczenie aż po utrzymanie i oddawanie auta do serwisu.
Przewodnikiem po stronie internetowej jest Amanda, sympatyczna dziewczyna witająca odwiedzających w krótkiej prezentacji filmowej na stronie głównej. Występuje też w licznych i doskonale opisanych filmach instruktażowych dostępnych na stronie. To naprawdę doskonałe kompendium wiedzy dla wszystkich, którzy nie znają się na mocach silników, momentach obrotowych, koniach mechanicznych, a po prostu chcą kupić samochód, by nim jeździć i mieć z nim jak najmniej kłopotów.
Wskazówki dostępne na stronie mogą być przydatne również dla mężczyzn, bo poruszają także kłopotliwe kwestie, na które próżno szukać odpowiedzi gdzie indziej, np. co zrobić, gdy samochód zostanie „ofiarą” powodzi.
Strona internetowa oprócz porad zawiera też od razu listę dilerów przyznających się do tego, że są w jakiś sposób przyjaźni kobietom. Idę o zakład, że dzięki tej promocji, trafia do nich więcej klientek, które nie muszą szukać salonu, w jakim sprzedawca będzie podchodził do nich na tyle poważnie, żeby odpowiedzieć na wszystkie pytania kobiety oraz aby być jej pomocnym.
Żałuję, że w Polsce nie ma takich badań, które by mówiły, jak się czują w salonach samochodowych lub serwisach. Wielokrotnie sprzedawcy z różnych branż twierdzą, że „klient nie ma płci, z każdym można się dogadać”. Naturalnie jest to prawdą, że można się dogadać. Ale ponieważ kobiety komunikują się inaczej niż mężczyźni i co innego jest dla nich ważne, to nie zawsze „dogadanie się” od razu wychodzi. I to jest moment, w jakim bezpowrotnie można utracić klientkę.
Tu przypomina mi się sytuacja, jaka przydarzyła mi się kilka lat temu, gdy jako wielbicielka małych aut chciałam zakupić Suzuki Swift. To był samochodzik spełniający prawie wszystkie moje wymagania, poza schowkiem na torbę, aby nie musieć jej wozić w bagażniku – niestety w Polsce kradzież torby z samochodu przez bandziorów tłukących szybę wciąż jeszcze się zdarza, a osobiście znam 6 kobiet, które to spotkało. Byłam zachwycona tym samochodem i już skłonna podpisać umowę, nawet mimo tego, że diler nie chciał dać rabatu, co dla mnie jest niemal sytuacją zamykającą rozmowę, rabat po prostu być musi i już! I kiedy taka zachwycona rozmawiałam ze sprzedawcą, ten kurtuazyjnie zapytał:
„Pani zapewne kupuje ten samochód dlatego, że Magda M. (czyli bohaterka popularnego wówczas serialu) takim jeździ?”
Odpowiedziałam krótko ‚nie, nie dlatego’ i to były moje ostatnie słowa, jakie sprzedawca ode mnie usłyszał. Kupiłam potem samochód w innym salonie, z którym negocjowałam umowę przez 2 lata i dostałam naprawdę bardzo satysfakcjonujące warunki. A sprzedawca, który miał do mnie niebiańską wprost cierpliwość jest moim ulubionym i już mu nawet zdążyłam zakomunikować, że nawet jakby kiedyś chciał mi sprzedać starą Tatrę chłodzoną powietrzem, to byłabym skłonna wziąć tę propozycję pod rozwagę.
Tagi: diler salon samochód
4 komentarzy
Trudno mi wyrokować o doświadczeniu osób wypowiadających się w tym wątku na Goldenline, bo to osoby, jakich nie znam. Ale nawet ci doświadczeni marketingowcy tak twierdzą, niestety. Kiedyś może popełnię wpis o tym, z jakimi wypowiedziami się spotykam, a które świadczą o niewiedzy, jak docierać do kobiet. Włos się od nich czasem jeży. Póki na uczelniach się nic nie zmienia, marketerzy i tak będa musili się doszkalać w trakcie swojego rozwoju zawodowego.
Takie przekonanie mogą mieć jedynie osoby z małym doświadczeniem w marketingu lub sprzedaży. Niestety dużo winy leży po stronie edukacji, cały czas uczy się starych obkutych przez wykładowców teorii i duża część studentów przyjmuje to bez zastanowienia za prawdy objawione.
Ja też się z tym nie zgadzam, ze „klient nie ma płci” – dlatego własnie uważam, że marketing skierowany do kobiet ma głęboki sens.
To cytat, jaki napotkałam ostatnio na goldenline, gdzie toczyła się dyskusja na temat tego, jak sprzedawać kobietom. Co więcej, sporo osób się z tym twierdzeniem zgadzało i mi utkwiło to w pamięci, że jednak takie przekonania wciąż pokutują.
Ciekawy wpis, z jednym się tylko zgodzić nie mogę.
„Klient nie ma płci” – klient zdecydowanie ma płeć; każdy sprzedawca, każda marka, która to dostrzega, dostosowuje ofertę i sposób komunikacji budzi większą sympatię i zaufanie w porównaniu do konkurencji.