Hasło „Bo zupa była za słona” pojawiło się na billboardach wielu polskich miast w listopadzie 1997 roku jako element kampanii „Powstrzymać Przemoc Domową”. Przedstawieni na nich pobici członkowie rodzin wzbudzali wtedy szok, a sam slogan stał się synonimem różnych, patologicznych sytuacji. Trochę się też chyba – a jeżeli tak, to i niestety – wytarł, czy stracił na pierwotnej sile rażenia. Szkoda jest tym większa, że problem przemocy, której ofiarami padają kobiety, pozostaje aktualny do dziś.
Realizowane obecnie kampanie przeciwdziałające domowemu terrorowi stają się, bez wątpienia, coraz odważniejsze. I choć wiele z nich nadal utrzymanych jest w konwencji „przesolonej zupy”, czyli połączenia zbrutalizowanych obrazów i zaczepnych haseł, to billboard z zakrwawioną twarzą powoli przestaje chyba wystarczać.
Tak było w przypadku pomysłu przygotowanego dla Mor Cati, tureckiego schronienia dla kobiet.
Na ulicach Stambułu umieszczono liczne plakaty z uśmiechniętymi kobietami, których kończyny wystawały poza ramy posterów. Kreacje, z premedytacją, rozmieszczono tak, by w jakiś sposób wchodziły w drogę przechodniom. Efekty tych „kolizji” nagrano ukrytą kamerą i wykorzystano w kampanii przeciwdziałającej przemocy stosowanej wobec kobiet. Pierwsze wrażenie, to właściwie pierwsza wątpliwość, bo czy można – tak w zupełności – zrównać zniszczenie plakatu, czyli bezmyślne chuligaństwo, z domowym terrorem, którego ofiarami padają kobiety? Poza tym śmiem twierdzić, że reakcje na tak stworzone przeszkody byłyby identyczne, gdyby na posterach przedstawiono np. spaniela, czy krzesło. Kreacja jest bardzo kreatywna, to prawda, ale czy bestialstwo, jakie ma miejsce w czterech ścianach, można pokazywać przy wykorzystaniu przestrzeni publicznej?
Jeszcze dalej posunęła się amerykańska telewizja ABC, która w swojej serii programów z cyklu „What Would You Do?” również podjęła temat przemocy wobec kobiet, i to także w przestrzeni publicznej.
Pary aktorów (dobrych!) odgrywały w restauracjach sceny, w których mężczyzna zachowywał się agresywnie wobec kobiety. Sprawdzano czas oczekiwania na reakcję oraz jej rodzaj ze względu na kolor skóry kobiety, a także jej, mniej lub bardziej, prowokujący ubiór. Nagrane ukrytą kamerą filmy są naprawdę poruszające, a im bardziej czeka się na przeciwdziałanie męskiej agresji, tym bardziej dotkliwy jest jego brak. Ale znowu pierwsze wrażenie, to właściwie wątpliwość, wynikająca z logiki myślenia, bo czy angażowanie aktorów jest odpowiednim sposobem na edukację i – w efekcie – walkę z prawdziwym problemem?
Po kolejnym obejrzeniu obu filmów nie mam już żadnych wątpliwości. Całkiem prawdopodobne, że (nie tylko moje) próby racjonalizacji i ”logicznego” myślenia oraz dziwna nieufność są powodem coraz odważniejszych koncepcji kampanii społecznych. Domowy terror powinien tracić swój „czterościanowy” charakter, powinien zostać przeniesiony w przestrzeń publiczną i kreatywnie pokazany. Każdy powinien mieć okazję poczuć się źle po zniszczeniu plakatu, bo być może wtedy nie odwróciłby wzroku w restauracji. Odbiorca kampanii społecznych powinien więc stać się naocznym świadkiem, a nawet uczestnikiem problemu, który do tej pory odbierał jako bierny widz. Inaczej zupy nigdy nie przestaną być za słone.
Błażej Balcerzyk
Tagi: kampania społeczna przemoc