Dopiero co zakończył się październik, miesiąc przeciwdziałania rakowi piersi, a w listopadzie wystartowała kampania społeczna ‚Chronię życie przed rakiem szyjki macicy’. Według Krajowego Rejestru Nowotworów, w 2009 roku na raka szyjki macicy zachorowało 3012 kobiet, a blisko dwa tysiące zmarło z powodu nowotworu. Każdego dnia w Polsce wykrywa się tę chorobę u 10 Polek. Mimo, że od 2006 roku dostępny jest program bezpłatnych badań cytologicznych dla kobiet od 25 do 59 roku życia, dane praktycznie się nie zmieniają. Polska jest w niechlubnej czołówce europejskiej pod względem umieralności na raka szyjki macicy.
Ta kampania społeczna to słuszna inicjatywa, zwłaszcza, że za nią stoją partnerzy zaświadczający o wiarygodności działań. To akurat ma dość istotne znaczenie. Pamiętam, jak parę lat temu z jednej redakcji, z którą na stałe wspólpracowałam dostałam informację prasową o kampanii przeciwdziałania rakowi szyjki macicy, z prośbą, żebym zajęła się tą kwestią. Akurat nietrudno było zauważyć, że za kampanią stoi koncern farmaceutyczny, który jako jedyny w Polsce sprzedaje szczepionki zapobiegające rozwojowi tej choroby. Oczywiście były one opisane w taki sposób, jakby były jedynym gwarantem postrzymania choroby, a po wczytaniu się w drobny druk okazywało się, że pomogą tylko tym osobom, które zaszczepią się do 26 roku życia, a wczesniej za szczepionkę zapłacą ok. 600 złotych… Poinformowałam redakcję o swoich wątpliwościach związanych z tą kampanią i że muszę zebrać dodatkowy materiał, co zajmie trochę czasu. Zadałam kilkanaście (czyli bardzo dużo) pytań o kampanię, wśród nich były i takie niewygodne. Pomimo przypomnień, wymijające odpowiedzi dostałam dopiero po 2 tygodniach, kiedy artykuł był już napisany przez inną dziennikarkę, której nie przeszkadzało promowanie za pomocą kampanii pseudo-społecznej drogiego leku o wątpliwym działaniu…
Wracając do kampanii tegorocznej: w jej ramach została przygotowana na facebookowym profilu ‚Kobiecy Sekret’, gra edukacyjna ‚Catch Papilloma’. Po wejściu na stronę uderza wprost nadmiar różowego koloru. Po przyzwyczajeniu się do niego, można rozpocząć grę. Najpierw użytkowniczka dostaje informację, że powinna swoją kobietę przygotować do wyjścia w miasto, gdzie będzie mogła uwodzić mężczyzn. Tworzy zatem unikalną kobiecą postać, począwszy od koloru oczu poprzez makijaż, fryzurę, ubrania, biżuterię i obuwie. Gry bohaterka gry jest już odstawiona, okazuje się że w zaróżowionym mieście nie ma nawet pół faceta, a przed nią toczy się niebieski potworek. W znudzeniu pozostaje go tylko złapać, bo gra nie pozostawia żadnego innego wyboru. Po złapaniu Papilloma, pojawia się komunikat, że użytkowniczka złapała właśnie wirusa przyczyniającego się do powstania raka szyjki macicy. To ma zapaść Polkom w pamięć i edukować w kwestii zagrożeń.
Gra nie mówi, jak się ustrzec przed złapaniem wirusa, bo jedynym celem tej gry jest jego złapanie. Nie spełnia też obietnic składanych w instrukcji, że pojawią się jacyś mężczyźni. Nie pokazuje żadnych działań, czy narzędzi mogących uchronić przed wirusem. Jedynym wnioskiem z tej gry może być: jak się odpicujesz na miasto i będziesz goniła za atrakcją, to masz szansę zachorować w przyszłości na raka. A przecież nie o to chodzi, żeby zabraniać imprezowania, ale uczyć, jak z atrakcji korzystać z rozsądkiem. Po zakończeniu gry i złapaniu wirusa, użytkowniczka nie dostaje żadnej wiedzy, która pomogła by jej w nienamnażaniu się wirusa, który ją może wpędzić w chorobę. Pozostaje tylko ze swoim strachem.
Zanim gra została uruchomiona, na użytkowniczki Facebooka mogły zgłaszać chęć uczestnictwa w akcji edukacyjnej ‚Kobiecy sekret’, która odbyła się w formie ‚inspirującej loterii’. Każda uczestniczka otrzymała swój unikatowy numer oraz informację o tym, że dzień losowania niespodzianki będzie dla niej niezapomniany. Internautki polecały profil znajomym i w ten sposób blisko 50 tysięcy kobiet z całej Polski zostało zakażonych wirtualnym wirusem powodującym raka szyjki macicy. Organizatorzy są z tego dumni, że taką wirtualną, szokującą niespodziankę zgotowali swoim fankom, choć lepiej by było, żeby poinformowały je, jak wirusa mogą nie złapać i co mają zrobić ze złapanym. Czy tak ma wyglądać edukacja prozdrowotna w Polsce? W której grę kieruje się do młodych Polek i żeby uczynić ją atrackyjną:
- nazywa się ją po angielsku, choć można po polsku, skoro gra nie trafia do użytkowniczek niemówiących po polsku,
- maluje się całą aplikację na różowo,
- największą część aplikacji poświęca się doborowi garderoby do wyjścia (trudno doprawdy połączyć logicznie związek między garderobą a rakiem szyjki macicy),
- pozwala w grze jedynie złapać wirusa,
- nie informuje się, jak się wirusa ‚pozbyć’ (uwaga: pozbywać można się bakterii, raz złapany wirus pozostaje w organizmie i można jedynie zahamować jego namnażanie i działanie),
- pozostawia się użytkowniczkę ze strachem i zerem informacji, co dalej robić.
Jak patrzę na to wszystko, to odnoszę nieodparte wrażenie, że gra została stworzona przez mężczyzn, którym się wydaje, że wiedzą, jak się komunikować z kobietami. To bardzo duża szkoda, że akcje, jakie z gruntu mają bardzo dobrą ideę, realizowane są według niechlubnego wzorca złej komuniakacji z kobietami.
Tagi: Facebook gra rak wirus