Spirit Airlines to amerykańska linia lotnicza z siedzibą na Florydzie, o której głośno stało się za sprawą jednej serii reklam. Wystarczyła kobieta w bikini, olejek do opalania oraz gra słów. Mogłoby się więc wydawać, że to spełnienie marzeń każdego reklamodawcy. Mogłoby, gdyby nie fakt, że przewoźnik zyskał sławę dzięki skandalowi, którego nie sposób uciszyć, a to pewnie dlatego, że skandal był podwójny.
W swoim serwisie internetowym Spirit Airlines kusiło bannerami oferującymi rabat na przelot do miejscowości wypoczynkowych nieskażonych wyciekiem ropy w Zatoce Meksykańskiej. Oczywiście najlepiej jest zaprezentować uroki plażowania poprzez ukazanie seksownej kobiety. Jakże by inaczej, skoro w ten sposób reklamuje się prawie wszystko: od np. kawy (chociażby kalendarz Lavazza) do sprzętu radiologicznego. Być może właśnie przez wzgląd na seksualizację reklamy (oraz wzrastającą jej akceptację), twórcy tej konkretnej, postanowili sięgnąć jeszcze po kontrowersję, bo ta przyciąga uwagę prawie równie skutecznie, co ledwie zasłonięte piersi.
Wybór kontrowersji nie był trudny, zwłaszcza w sytuacji, gdy uwaga Amerykanów skupiona jest od jakiegoś czasu na podwodnym wycieku ropy i – obarczanym winą – koncernie BP. Połączenie katastrofy ekologicznej z seksem, a docelowo także i z marketingiem, mogłoby się wydawać karkołomne, ale – jak się okazuje – nie aż tak bardzo, by go nie spróbować.
Efektem takiego pomysłu stały się bannery „Sprawdźcie olejek na naszych plażach” – „Check out the oil on our beaches”, gdzie obok opalających się kobiet widnieje butelka specyfiku o nazwie „Najlepsza ochrona” – „Best Protection” – „BP”. Sprytnie i na tyle kontrowersyjnie, że sprawą zainteresowały się amerykańskie media (m.in. CNN), a także opinia społeczna. Zasada „nieważne jak mówią, byleby mówili” nie do końca sprawdziła się w tym przypadku, ponieważ bannery po kilku dniach zdjęto (nie szkodzi, do dziś krążą po sieci), a dyskusja o granicach smaku się nie kończy. Samo wykorzystanie takiego wizerunku kobiet właściwie przeszło bez echa (tak jak pisałem – seksualizacja reklam…), ale połączenie go z dewastacją środowiska naturalnego, wywołanego katastrofą, spotkało się z oburzeniem. I tu linie lotnicze miały pecha, ponieważ niezadowolenie z prób zarobienia na wycieku ropy spotkało się z krytyką sposobu wykorzystywania wizerunku kobiet. „Check out the oil on our beaches” nie dla każdego Amerykanina jest zdaniem dwuznacznym. Im więcej osób mówiło jednak o bezmyślności Spirit Airlines, tym częściej dopatrywano się w haśle seksizmu. Wyraz „plaża” (beach), a wulgaryzm (bitch) różnią się zarówno miejscem akcentu, jak i zapisami ortograficznym oraz fonetycznym, ale im częściej mówiono o kreacji z olejkiem/olejem, tym bardziej dawała ona plamę.
Bannery – jak pisałem – szybko zdjęto, a Spirit Airlines opublikowało nawet press’a, który dolał tylko „oleju” do ognia. Można się w nim dopatrywać próby umniejszenia błędu, jakim była decyzja akceptacji pomysłu na „Best Protection”, co właściwie czyni ten skandal potrójnym, bo także PR’owym.
Morał tej bajki jest krótki i znany – nie mieszaj katastrof ekologicznych z seksizmem, gdy tworzysz reklamy.
Błażej Balcerzyk
SM&PR Manager
www.trendmaker.pl
Tagi: reklama